Urszula Rybicka
Żydzi zamieszkiwali Kłodzko już w średniowieczu – początek ich obecności w mieście datuje się na XIV wiek. Wtedy też istniał tu cmentarz żydowski, zlokalizowany na rogu obecnych ulic Czeskiej i Armii Krajowej. Niestety, podobnie jak w dziesiątkach innych miejsc, został zrównany z ziemią po tym, jak Żydów wypędzono z miasta. Los kłodzkiej gminy żydowskiej zależał nie tylko od panującego władcy, ale w równie dużym stopniu od nastrojów społecznych. Tak jak we Wrocławiu, w XV wieku mieszkańcy Kłodzka ulegli antysemickim kazaniom Jana Kapistrana i wygnali Żydów. W wielu europejskich miastach, przez wieki Żydów oskarżano m.in. o profanację hostii, co prowadziło do antysemickich ataków i pogromów. Niestety musiały minąć cztery stulecia, by Żydzi mogli ponownie legalnie osiedlać się w Kłodzku. Na mocy pruskiego edyktu emancypacyjnego z 1812 roku gmina żydowska mogła się odrodzić, a w konsekwencji – rosnąć i nabierać społecznego, politycznego i ekonomicznego znaczenia. Wiele liberalnych rodzin żydowskich wykorzystało ten czas na pełną asymilację i wspięcie się po drabinie społecznej.
Okazała synagoga dla dynamicznie rosnącej społeczności żydowskiej powstała w 1885 roku, a za jej powstanie odpowiadał znany i ceniony wrocławski architekt Albert Grau, który realizował wiele projektów choćby w centrum Wrocławia. Synagoga mieściła około 230 osób – na nabożeństwa przybywali tu zarówno Żydzi kłodzcy, jak i ci zamieszkujący okoliczne miasteczka. Jak w wielu niemieckich synagogach tamtej ery, nie mogło w niej zabraknąć także organów. Kres domu modlitwy nadszedł wraz z pogromem Kristallnacht 9 listopada 1938 roku – w ogólnokrajowej antysemickiej akcji bojówki nazistowskie niszczyły publiczne i prywatne mienie żydowskie oraz aresztowały wielu Żydów. Kłodzka synagoga została podpalona, a jej ruiny rozebrane. Było to nie tylko pozbawienie Żydów majestatycznej budowli, ale przede wszystkim unicestwienie symbolu ich życia duchowego i religijnego. Skromny pomnik, który obecnie upamiętnia dom modlitwy, znajduje się na skwerze na rogu ulic Wojska Polskiego i Zawiszy Czarnego. Powstał on pięćdziesiąt lat po zakończeniu wojny i od tego czasu przypomina zarówno mieszkańcom, jak i licznym turystom odwiedzającym ziemię kłodzką o jej wielowiekowym powiązaniu ze społecznością żydowską.
Ciekawym jest fakt, że pierwszym kłodzkim cmentarzem żydowskim była mała prywatna nekropolia położona przy obecnym pl. Jagiełły, która służyła pochówkom rodziny Seliga Caro. Choć pochodził on ze Świdnicy, to mieszkał właśnie w Kłodzku, gdzie później prowadził tutejszą gminę żydowską. Jego rodzinny cmentarz został zamknięty (a pod koniec XIX wieku zrównany z ziemią), gdy otwarto publiczną nekropolię żydowską. Cmentarz kłodzkiej gminy żydowskiej, o którym mowa, jest ulokowany przy obecnej ul. Bohaterów Getta. Nekropolia okresu przedwojennego służyła głównie zasymilowanym i wpływowym mieszczanom, co można dostrzec w stylu architektonicznym nagrobków – przypominają one bardziej małą architekturę cmentarzy niemieckich, a nie tradycyjnie żydowskich. Wiąże się to oczywiście z akulturacją dolnośląskich Żydów, co widoczne jest na wielu cmentarzach w tej części Europy. W okresie powojennym chowano tu także polskich Żydów zamieszkujących wówczas Kłodzko i okolice. Cmentarz działał do 1974 roku – wtedy nekropolię zamknięto, a członków społeczności grzebano m.in. na wrocławskim Nowym Cmentarzu Żydowskim. W 2006 roku, już po renowacji wielu nagrobków, nekropolię wpisano do rejestru zabytków. Obecnie cmentarz znajduje się w rękach wrocławskiej gminy żydowskiej, ale niestety jego bramy pozostają zamknięte i nie można zwiedzać tego historycznego miejsca.
Jednym z najciekawszych zabytków, przypominającym o gospodarczej złotej erze społeczności żydowskiej Kłodzka, jest przedwojenny dom handlowy Gustava Glücksmana, który znajduje się przy centralnie położonym pl. Bolesława Chrobrego 19. To jeden z pierwszych domów handlowych w Kłodzku, założony jeszcze pod koniec XIX wieku. Nie tylko na Śląsku był to okres wielkiego rozwoju domów towarowych, a w wielu miastach większość z nich była prowadzona właśnie przez żydowskich kupców. W każdym mieście regionu znajdował się przynajmniej jeden taki dom, w którym można było nabyć świetnej jakości artykuły tekstylne, wyposażenie domu lub pożądane towary kolonialne. U Glücksmana sprzedawano m.in. wysokiej klasy odzież oraz galanterię. Jego dom handlowy cieszył się ogromnym powodzeniem, dlatego już kilka lat po otwarciu właściciel zdecydował się zakupić sąsiadującą kamienicę i w ten sposób dwukrotnie powiększył swój sklep. Zakupy robili w nim zarówno kłodzcy mieszczanie, jak i ci przybywający z okolicznych miasteczek. Podczas wywłaszczania żydowskich majątków w latach 30. Niemcy odebrali Glücksmanowi jego dom handlowy. Kupiec wraz z żoną zostali zamordowani w 1942 roku.
Jednym z równie interesujących zabytków świadczących o działalności Żydów w Kłodzku jest pokaźny budynek zlokalizowany przy zbiegu ulic Czeskiej i Browarnej. W 1860 roku dwaj fabrykanci, Robert Schweizer i Carl Brieger, otworzyli w nim wytwórnię alkoholi. Jedno z największych przedsiębiorstw w całym mieście cieszyło się powodzeniem nie tylko na arenie lokalnej i prężnie rozwijało się w kolejnych dekadach. Przy fabryce działał sklep firmowy, w którym można było nabyć spirytus i likiery. Zaopatrywał on gospodarstwa domowe także w wódkę zbożową, rum, ocet, soki i przetwory owocowe, wino oraz papierosy – nietrudno się domyślić, że wyroby Schweizera i Briegera cieszyły się naprawdę dużym zainteresowaniem. Niestety proces wywłaszczania Żydów dotknął także i to przedsiębiorstwo – właściciele musieli oddać majątek za bezcen na rzecz Niemców. Dziś kamienica jest odrestaurowana, ale niewiele osób wie, że jest to ważny element miejskiej tkanki świadczący o wielkim żydowskim dziedzictwie.
Przykładem przedwojennej gospodarczej prosperity był także zakład przetwórstwa u zbiegu obecnych ulic Śląskiej i Moniuszki. Żydowski fabrykant Hermann May zakupił dawny browar i produkował w nim likiery, galaretki, dżemy i soki owocowe. Jednym z flagowych produktów fabryki Pod Księżycem był likier różany Kłodzka Róża, który cieszył się ogromną popularnością. W latach 30. naziści zmusili rodzinę do sprzedaży majątku na rzecz niemieckiego przedsiębiorcy. Z kolei hotel Glatzer Hof przy obecnej ul. Połabskiej 5 zarządzany był przez żydowską rodzinę Ascherów. Prowadzili oni w XIX wieku także browar (mieszczący się obok), który sprzedali wspomnianej wcześniej rodzinie May. Nowoczesny i luksusowy hotel wybudowany na początku XX wieku zachęcał majętnych podróżnych do noclegu, jak również kusił mieszkańców Kłodzka do spędzania w nim czasu. W budynku mieściły się znakomita restauracja oraz sala widowiskowa, było to miejsce kameralnych spotkań i wielkich przyjęć. Hotel, jak i sąsiadująca z nim fabryka, przetrwały wojnę w dobrym stanie. Dzięki temu, że kłodzka architektura nie ucierpiała znacząco w czasie wojny, wiele zabytków dziedzictwa żydowskiego jest tu wciąż na wyciągnięcie ręki.
Z kolei na kłodzkim Rynku, w kamienicy pod numerem 5, mieściła się apteka Pod Złotym Jeleniem, którą od początku XX wieku prowadził Max Lewy, a słynęła ona z oryginalnej receptury i produkcji balsamu jerozolimskiego. Natomiast w kamienicy numer 10 przez lata działał sklep wielobranżowy Georga Loewy’ego, w którym można było nabyć zarówno galanterię i wyroby skórzane, jak i zabawki oraz naczynia, porcelanę i artykuły gospodarstwa domowego. Jak większość żydowskich sklepów, także i ten biznes padł ofiarą pogromu Kristallnacht 9 listopada 1938 roku, kiedy to bojówki nazistowskie wybijały szyby w witrynach żydowskich sklepów. Brunatny proceder z Kłodzka został uwieczniony na zdjęciu – co jest prawdziwą rzadkością. To właśnie od potłuczonego szkła witryn sklepowych nadano nazwę ogólnokrajowemu pogromowi Kristallnacht, który rozpoczął okres centralnie podsycanego, agresywnego i nieskrępowanego ataku na Żydów.
Jeszcze pod koniec XIX wieku w Kłodzku mieszkało około stu Żydów – choć nie była to grupa liczna, to miała wpływ na gospodarczy rozwój miasta. Gdy naziści wprowadzali pierwsze antyżydowskie prawa, wielu z kłodzkich Żydów wyemigrowało. Jednak ci, którzy nie zdołali tego zrobić przed wybuchem wojny, a szacuje się, że było ich około czterdziestu, zostali zamordowani podczas Zagłady. Przez Kłodzko przejeżdżały także transporty tysięcy Żydów wiozące ich z zachodniej Europy do gett i obozów śmierci. W kwietniu 1942 roku trasą przez Kłodzko wieziono tysiąc austriackich Żydów do getta we Włodawie, skąd później deportowano ich do obozu zagłady w Sobiborze. Kłodzkich Żydów także wywożono do obozów przejściowych oraz koncentracyjnych i do obozów śmierci. Dolnośląskie społeczności żydowskie zostały w ten sposób unicestwione, a odnowa życia mogła odbyć się dopiero po kapitulacji Trzeciej Rzeszy.
Jak do wielu dolnośląskich miast, także i do Kłodzka po wojnie przyjeżdżali polscy Żydzi Ocalali z Zagłady. W niedalekiej odległości mieścił się obóz pracy Ludwigsdorf, w którym pod koniec wojny więzione były głównie Żydówki, które po wyzwoleniu udawały się do okolicznych miast. Władze centralne kierowały też na ziemię kłodzką transporty repatriacyjne z Ocalałymi Żydami. Kłodzko było dla nich dobrym domem, gdyż nie ucierpiało w wyniku działań wojennych tak jak Głogów czy Wrocław. Jednocześnie nie było aż tak atrakcyjnym miejscem zamieszkania, jak Dzierżoniów, Bielawa czy Wałbrzych. Rok po zakończeniu wojny w mieście osiedliło się prawie trzy i pół tysiąca Żydów (łącznie na Dolnym Śląsku przebywało ich już niemal sto tysięcy). Powstawały komitety i organizacje żydowskie działające przede wszystkim na rzecz pomocy Ocalałym, ale także w celu odbudowy i nowej organizacji życia żydowskiego. Istniała szkoła żydowska prowadzona w jidysz, liczne spółdzielnie, które dawały zatrudnienie dziesiątkom Żydów, jak również placówki o charakterze kulturalnym i opiekuńczym, a także żłobek, świetlica i schronisko. Wiele z organizacji funkcjonowało do końca lat 40., ponieważ później – wskutek drastycznej zmiany polityki partii – instytucje żydowskie upaństwowiono, a funkcjonować mogły jedynie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów oraz Kongregacja Wyznania Mojżeszowego. Wielu Żydów decydowało się jednak na emigrację nawet przed zaostrzeniem polityki władz komunistycznych. Intrygującym faktem jest to, że do Kłodzka po wojnie przyjechało także kilkudziesięciu niemieckich Żydów, którym początkowo wydano specjalne zaświadczenia (aby nie byli traktowani jako wrogowie – Niemcy), jednak później władze zdecydowały o odmowie wydawania takich dokumentów, patrząc na nich właśnie przez pryzmat niemieckiego obywatelstwa, więc grupa ta została zmuszona do opuszczenia terytorium Polski.
Kłodzko, dzięki położeniu przy granicy, stało się jednym z ośrodków żydowskiej emigracji. Dlatego też znaczna część przybywających tu Żydów zatrzymała się tu tylko przejściowo, w drodze do kraju docelowego. Działała tu organizacja Bricha, która pomagała w ucieczce przez granicę, dotarciu do krajów Europy Zachodniej, a potem, w wielu przypadkach, do Brytyjskiego Mandatu Palestyny. Ponadto zaostrzające się napięcia społeczno-polityczne sprzyjały decyzji o wyjeździe, przez co żydowska społeczność kłodzka sukcesywnie malała. Lata komunizmu zdecydowanie przypieczętowały upadek dziesiątek polskich społeczności żydowskich, w tym także kłodzkiej. W latach siedemdziesiątych sytuacja była na tu tyle zła, że zamknięto kłodzkie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów. Nawet późniejsze procesy demokratyczne po upadku komunizmu nie odwróciły tej tendencji – wielu przedstawicieli społeczności żydowskiej wyjechało albo za granicę, albo do większych polskich miast.
Dziękuję Malwinie Tuchendler za oprowadzanie po Kłodzku